„Punkt zwrotny. Listopad 1942” Peter Englund

punkt zwrotny

punkt zwrotnyCzy istnieje jeden obiektywny moment historyczny równie istotny dla świata, jak i pojedynczego człowieka? „Punkt zwrotny. Listopad 1942” Petera Englunda jest próbą odpowiedzi na to pytanie, jednak zamiast jednowymiarowego wyjaśnienia otrzymujemy 40 głosów. 40 opowieści ukazujących zupełnie różne percepcje z jednym naczelnym podmiotem – wojną, która dewastuje.

„Punkt zwrotny. Listopad 1942” to osobliwy hołd złożony „nikomu i każdemu”. „Nikomu”, ponieważ jeśli patrzylibyśmy z perspektywy wielkich historii trudno byłoby dostrzec pojedyncze, anonimowe twarze. Odruchowo sięgamy po pewien skrypt postrzegania, bądź, w zależności od stopnia zainteresowania, wyjmujemy konkrety, do których mamy już dopasowane gotowe, duże nazwiska.  „Każdemu”, bowiem nie ma człowieka, który przeżyłby potworność II wojny światowej bez swojej własnej opowieści. Opowieści, która niejednokrotnie – sama w sobie – jest wojną światową, choć w skali jednoosobowej.

Atawizm i odpryski człowieczeństwa

Ponad państwami w sojuszach, ponad liniami frontu są ludzie. W różnym wieku, w różnej roli, która przypadła na czas wojny. Określeni z racji płci i narodowości, zaangażowani bądź tylko pozornie bierni, albo dokładniej ujmując: uwikłani odgórnie. Z całą paletą odczuwania – nadzieją, przerażeniem, miłością, tęsknotą, czy otępieniem. Nie wciągnięci w agresywne i dynamiczne działania, a jednak z przydzielonym automatycznie, odtrzewnie zadaniem: przeżyć.

Więzień obozu zagłady, gospodyni domowa, porucznik, pacyfistka, czołgista, poetka. Należałoby wymieniać w zależności od osoby, na którą skierujemy reflektor uwagi, choć  można śmiało przyjąć bohaterów za reprezentantów konkretnych grup dotkniętych w różny sposób realiami wojny.

Wypaczona rzeczywistość

„Raz po raz wojsko napotyka rozproszone grupki Rumunów albo niedobitki oddziałów zaopatrzeniowych, które nie zdążyły uciec albo wciąż nie dotarło do nich, co się dzieje. Z reguły wszyscy natychmiast składają broń. Czasem dochodzi do małego zamieszania i krótkiej wymiany ognia. Grossman notuje w swoim dzienniku:
>>Na placu boju leżą obok siebie zabity Rumun i nasz. Przy Rumunie kartka papieru i dziecięcy rysunek: zając i statek. Przy naszym list: Dzień dobry, a może i dobry wieczór. Witaj, Tatusiu. A zakończenie listu: Przyjeżdżaj, Tatusiu, bo bez Ciebie wraca się do domu jak do wynajętego mieszkania. Bardzo za Tobą tęsknię. Przyjedź, żebym choć przez godzinę mogła na Ciebie popatrzyć. Piszę, a łzy płyną strumieniem. Pisała córka Nina.<<”

 „Ludzie zawsze będę hodowali róże”

Nad każdą opowieścią czuwa uważna i doskonale prezentująca tło wydarzeń narracja autora. Jest klejem, dzięki któremu przedstawione głosy rezonują i łączą się w całość – szkic wojny, która poraża dogłębnie i – w mojej opinii – jak mało który zbiór relacji wyprowadza z równowagi i świdruje aż tak dotkliwie. Narracja Englunda – może z racji empatycznego i dziwnie pięknego prowadzenia – dotyka równie mocno, jak surowe wspomnienia.

Czym jest wojna? Nie do końca tym, czego uczy się w szkołach schematycznie tłukąc do głów konkretne daty i pryzmaty polityczne. Wojna jest opowieścią każdego człowieka, którego dotknęła i naznaczyła na zawsze, a „Punkt zwrotny” dobitnie pozwala zajrzeć za kotarę oficjalnych definicji i komunikatów.



Za egzemplarz do recenzji dziękujemy imprintowi historycznemu Wydawnictwa Otwartego

Komentarze

komentarze

Facebook IconTwitter IconŚledź nas n Instagramie!Śledź nas n Instagramie!

Korzystając z tej witryny akceptujesz politykę prywatności więcej informacji

The cookie settings on this website are set to "allow cookies" to give you the best browsing experience possible. If you continue to use this website without changing your cookie settings or you click "Accept" below then you are consenting to this.

Close