„Wiedźmin” – Sapkowski oczami Lauren Schmidt

Wiedźmin zdjęcie główne plakat na tle rolki filmowej

Netfliksowy „Wiedźmin” wywołał prawdziwą burzę w mediach.

Wiedźmin polski plakat filmowy Geralt, Yennefer i Ciri
Polski plakat filmowy serialu „Wiedźmin” (źródło: tech.wp.pl)

Fani i krytycy serialu rzucili się sobie do gardeł, stając po przeciwnych stronach barykady. Podobno nieważne, jak mówią, ważne, żeby mówili. Nie zawsze ta zasada się sprawdza, ale akurat „Wiedźmin” ją potwierdza. Produkcja nie przeszła bez echa i teraz pozostaje jedynie czekać na kolejny sezon. Jednym ze sceptycyzmem, innym z cichą nadzieją na „lepsze jutro”. Mnie – z miłym dreszczykiem oczekiwania. Serial zdecydowanie przypadł mi do gustu.

Do największych plusów „Wiedźmina” na pewno można zaliczyć sprawne rozrysowanie postaci i świetny dobór obsady. Henry Cavill w roli Geralta jest kapitalny! Intrygujący w swojej powściągliwości i małomówności. Uczciwy i wierny wiedźmińskiemu kodeksowi. Na pierwszy rzut oka wydaje się twardy i opanowany. Po bliższym poznaniu okazuje się wrażliwym facetem pełnym moralnych dylematów. U Sapkowskiego egzystencjalne rozterki Geralta po pewnym czasie stają się dość męczące. Scenariusz serialu oszczędza widzowi filozoficznego „przeładowania”.

Kobieca siła

Czarodziejka Yennefer w ciemnej sukni
Yennefer (kadr z filmu „Wiedźmin”, źródło: naekranie.pl)

Pozostali ważni bohaterowie – zwłaszcza bohaterki – równie fantastycznie odnajdują się w wizji Schmidt. Yennefer (Anya Chalotra) jest silną i zdecydowaną kobietą. Podobnie jak jej literackie odbicie doskonale wie, czego chce. Uparcie dąży do celu. Nie poddaje się nawet wtedy, gdy wydaje się, że sprawa jest przegrana. Jest świadoma swojej seksualności i nie przeprasza za to.

Kolejna potężna kobieca figura to Tissaia de Vries (MyAnna Buring), mentorka Yennefer. Myślę, że w tym przypadku uczeń przerósł mistrza. Nie tylko w kontekście relacji z Yennefer. Z filmową Tissaią dużo łatwiej się identyfikować. Jest bardziej ludzka. Serialowa kreacja przebija literacką również w odniesieniu do królowej Calanthe (Jodhi May). Lwica z Cintry jest bardziej męska od Geralta, Eista Tuirseacha (Björn Hlynur Haraldsson) i Istredda (Royce Pierreson) razem wziętych. O Jaskrze (Joey Batey) nie wspomnę z wiadomych względów.

W serialu widać kobiecą rękę i woman power. Pod tym kątem podoba mi się dużo bardziej niż saga. Nie oszukujmy się, prozie Sapkowskiego nie doskwiera brak szowinizmu i seksizmu. Mogłoby mnie to zniechęcić do lektury, gdyby nie kilka kwestii. Po pierwsze genialnie opowiedziana historia. Po drugie talent pisarza do budowania autentycznych postaci. Wreszcie, po trzecie, obecność silnych i niezależnych kobiet wśród głównych bohaterów.

Walka walce nierówna

Co można zarzucić serialowi? Na pewno „Wiedźmin” jest trochę nierówny. Łączenia niektórych scen nie przebiegają płynnie. Balans pomiędzy dynamiką a statyką kuleje. Niestety montażysta się nie popisał. To może razić. Zwłaszcza osoby, które przykładają dużą wagę do technicznych aspektów w filmach.

Geralt tuż przed walką ze strzygą, wspina się po schodach zamku
Geralt tuż przed walką ze strzygą (kadr z filmu „Wiedźmin”, źródło: naekranie.pl)

Co jeszcze? Sceny walki. Te na mniejszą skalę są w porządku. Mam tu na myśli na przykład potyczki z potworami. Pokonanie strzygi przez Geralta jest wręcz spektakularne. Aż włosy stają dęba ze strachu. Sama strzyga, podobnie jak miejsce starcia, też są fenomenalnie „zaprojektowane”. Rzecz ma się gorzej z akcją angażującą więcej postaci. Chodzi oczywiście o bitwę o wzgórze Sodden. Co by nie mówić, w porównaniu z podobnymi scenami batalistycznymi w innych filmach, ta wypada raczej blado.

Na szczęście dla mnie nie ma to większego znaczenia. Przy scenach walki najczęściej się wyłączam. No nie lubię, jak się leją, i już. Niemniej jestem w stanie zrozumieć, że wśród fanów „Wiedźmina” znajduje się sporo wielbicieli tego rodzaju atrakcji, którzy nie czują się usatysfakcjonowani.

Gwiazdy odbite nocą na powierzchni stawu

Twórczyni serialu Lauren Schmidt „pomyliła niebo z gwiazdami odbitymi nocą na powierzchni stawu”*. I bardzo dobrze. Od filmów i seriali tworzonych na podstawie książek, kropka w kropkę zgodnych z pierwowzorem literackim, aż wieje nudą. Najlepiej trzymać się od nich z daleka. Kiedyś takie produkcje były normą, teraz coraz częściej odchodzi się od tego.

Schmidt podeszła do tematu autorsko. Szkielet fabularny jest nienaruszony. Natomiast poszczególnymi wątkami scenarzystka bawi się dość frywolnie. Tu coś doda, tam coś obetnie. W efekcie otrzymujemy filmowy patchwork, ale pozszywany dość umiejętnie. Jasne, można się przyczepić do tego, czy tamtego. Jednak nie ma seriali idealnych. W ogólnym rozrachunku „Wiedźmin” nie wypada źle na tle pozostałych netfliksowych produkcji.

*Wyrażenie zaczerpnięte z sagi o wiedźminie Andrzeja Sapkowskiego

Komentarze

komentarze

Facebook IconTwitter IconŚledź nas n Instagramie!Śledź nas n Instagramie!

Korzystając z tej witryny akceptujesz politykę prywatności więcej informacji

The cookie settings on this website are set to "allow cookies" to give you the best browsing experience possible. If you continue to use this website without changing your cookie settings or you click "Accept" below then you are consenting to this.

Close