Rozmowa z Elizabeth Gilbert

Dzięki uprzejmości Domu Wydawniczego Rebis, mamy przyjemność przybliżyć Wam osobę Elizabeth Gilbert, autorki książki „Wielka magia”, której recenzję możecie przeczytać na łamach naszego portalu. Inspirująca, pozytywna i motywująca lektura, podobnie jak sama pisarka pisarka. Przekonajcie się!

Twój wykład na konferencji TED był niesamowity. Czy dowiedziałaś się czegoś nowego o sobie, gdy przemawiałaś do tych wszystkich ludzi?

Jestem fanką takich przemówień i podkastów, dlatego kiedy wydawca podsunął mi pomysł poprowadzenia wykładu, odpowiedziałam: „Jak najbardziej!”. Mówienie do ludzi na sali pełnej entuzjastów jest dużo bardziej satysfakcjonujące niż przemawianie w pustym pokoju. Było wspaniale. Robię sobie przerwę na tournée promocyjne książki, ale już po jego zakończeniu planuję to kontynuować, bo to prawdziwa przyjemność.

Ważne jest w tym także inspirowanie kreatywności. A kto inspirował ciebie jako pisarkę i kobietę?

Mój Boże. Wszyscy i wszystko wokół. Pociągają mnie ludzie, którzy robią przeróżne rzeczy i odrzucają kult tzw. wąskiej specjalizacji, a nawet profesjonalizmu, tylko robią wszystko, na co mają ochotę, bo nie boją się iść tropem tego, co ich zaciekawi.

Zdaniem wielu twoich czytelniczek najważniejszy jest ten fragment książki, w którym zwracasz uwagę na zmagania kobiet chcących czuć prawo do wyrażania się w kreatywny sposób. Popularyzowanie dzienników jako formy literackiej – a wiele kobiet odnajduje się w tym gatunku – ma wiele wspólnego z walką o znalezienie własnego głosu i wyrażanie swoich doświadczeń.

Bez wątpienia. Z tego, co widzę, przyzwolenie i perfekcjonizm to dwa zagadnienia, które sprawiają, że Wielka Magia i kwestia kreatywności stają się tematem do dyskusji. Zagadnienia te stanowią przeszkody na drodze wielu kobiet do uwolnienia swojego kreatywnego potencjału. Wiele osób poddaje się właśnie z tych powodów.

Kolejne argumenty, dla których kobiety mogły sądzić, że ich zdanie się nie liczy, rodziły się na przestrzeni tysięcy lat. Musimy wreszcie je przezwyciężyć, bo nasze zdanie ma znaczenie. Poza tym istnieje przekonanie, że jeśli nie chodziło się do odpowiedniej szkoły i nie zdobyło właściwego wykształcenia lub jeżeli nie mieszka się w konkretnym mieście, to tworzenie jakiejkolwiek sztuki po prostu odpada. Bo to dla wybranych, cierpiących i profesjonalistów. Nie zgadzam się z tym i rozprawiam najlepiej, jak potrafię.

Do tego dochodzi, rzecz jasna, perfekcjonizm, który moim zdaniem jest jak demon dręczący kobiety jeszcze mocniej niż mężczyzn – w tym sensie, że przecież nie możemy wyciągnąć nic swojego na światło dzienne dopóki nie doprowadzimy tego do stadium niekwestionowanego ideału. To z kolei zabija wszelką radość płynącą z twórczości, całą przyjemność, potrzebę eksperymentowania i, w pewnym sensie, zabija drzemiące w nas życie. Jeżeli uda mi się potrząsnąć zdrowo tymi dwoma drzewami, niektórzy przestaną być tylko konsumentami i przerodzą się w twórców.

Swoją drogą od twórców, zwłaszcza literatów, można czasem wyczuć snobizm.

Chyba wszyscy wiemy, o kim mowa. Zresztą przez jakiś czas był to także mój problem. Bardzo późno weszłam do świata mediów społecznościowych i moje powody były równie snobistyczne jak całej reszty. Bałam się, że stracę jedynie mnóstwo czasu, że będzie mnie to wyłącznie rozpraszało. Poza tym sądziłam, że to takie pole do popisu dla złośliwych tego świata, loża szyderców. Oczywiście okazało się, że jest zupełnie inaczej.

Zainspirowała mnie kobieta, którą poznałam właśnie przez Internet (a nawet sam fakt, że mogę rozmawiać z młodą mieszkanką Arabii Saudyjskiej), rozważająca, ile władzy można mieć nad swoim życiem w świecie, gdzie społeczeństwo wtrąca się, w co tylko może, i co można na to poradzić. Albo młoda mieszkanka Toronto, która uczęszcza do szkoły aktorskiej i ma wątpliwości, czy to właściwa ścieżka. To wspaniałe, że mogę w sieci prowadzić właśnie takie wymiany myśli.

W sercu książki czai się zabawny dualizm, bo kładziesz nacisk jednocześnie na dyscyplinę i coś w rodzaju boskiej magii. Wspominasz czasy preindustrialne, kiedy to sztuka, nauka i duchowość nie były tak mocno rozgraniczone. Niejako celebrujesz święty aspekt tworzenia, a przy tym dużo czasu poświęcasz temu, że należy – jak to ujmował mój profesor od kreatywnego pisania – posadzić tyłek przy biurku.

Ktoś powiedział do mnie niedawno: „Chwila, czegoś tu nie rozumiem. Wierzysz raczej w ciężką pracę czy jednak w magię?”. Odpowiedziałam: „Tak, odpowiedź brzmi: «Tak»”. Nie rozumiem, dlaczego należy wprowadzać tutaj jakiś wybór. Moim zdaniem jest on fałszywy, podobnie jak rozdźwięk między pracą a magią. Nie widzę powodu, dla którego nie można być zwolennikiem jednego i drugiego. Uważam nawet, że w sumie trzeba pielęgnować w sobie zarówno umiłowanie do porządku, jak i radosną twórczą duszę. Samą harówką, bez wyobraźni i poczucia mistycyzmu, nie stworzysz niczego wartego uwagi.

Wygląda to tak: jeśli żyjesz w płaskim świecie rządzonym przez intelekt, kreatywne działanie będzie dla ciebie czymś z gruntu nieracjonalnym. Gdy zaczniesz wszystko analizować, polegniesz. Przeznaczasz na pracę swoje najcenniejsze środki, to jest czas – twoje krótkie życie – i poświęcasz je na pracę nad czymś, czego nikt nie chce i nie potrzebuje. Dziwna sprawa, takie podejście.

Naprawdę czuję, jakbym jedną nogą stała pośród wróżek, a drugą w siedzibie „New York Timesa”. Jestem w pełni zdolna do żywienia jednocześnie dwóch różnych przekonań. Wierzę w dżiny, magię i niewidzialne siły, a zarazem jestem świadoma ewolucji, globalnego ocieplenia i słuszności szczepień. Sposób myślenia może być równocześnie racjonalny i magiczny. Nie trzeba z niczego rezygnować.

Jeśli już gdzieś możemy wykorzystać magię, to dlaczego nie na polu kreatywnych działań? I tak nie ryzykujemy wiele. No i co komu do tego? Malujesz tylko obraz. Nie jesteś tablicą w szkole i nie wmawiasz nikomu swoich przekonań.

Nie piszę każdego dnia, raz po raz przychodzi na to pora. Ale kiedy wciągam się w pisanie, wstaję codziennie o 5.30 albo 6.00 i pracuję całe ranki, odwołując spotkania towarzyskie, zwracam szczególną uwagę na to, co jem i piję, i upewniam się, że jestem cała zanurzona w tym, co robię. Wykazuję się nie lada dyscypliną i rygorem, ale także dużo mówię do danej książki. Siedzę w pokoju i przez cały dzień przemawiam do niewidzialnych mocy. Na głos. Dosłownie mówię do książki. Do postaci. Pytam je czego chcą i co świat powinien o nich wiedzieć.  Proszę o pomoc. Proszę mój talent, aby tego dnia mnie nie opuszczał, bo wczoraj akurat się minęliśmy.

Często rozmawiam z moimi krytykami w trakcie pisania kolejnej książki. Niekiedy są to akurat ludzie, którzy nie lubią mojej prozy. I słyszę, jak po raz kolejny coś im nie pasuje, przez co muszę z nimi negocjować: „Słuchajcie, doczekacie się. Za jakieś dwa lata, kiedy to skończę i opublikuję, będziecie mogli napisać, co wam się żywnie podoba. Ale proszę was, nie zawracajcie mi teraz głowy, bo jeszcze nie skończyłam”.

Jeszcze raz chcemy gorąco podziękować, za możliwość publikacji tej bardzo ciekawej rozmowy! 

Dom Wydawniczy Rebis

Wielka-Magia-3D-724x1024

Komentarze

komentarze

2 Replies to “Rozmowa z Elizabeth Gilbert”

  1. Pingback: buy kimber pistols

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Facebook IconTwitter IconŚledź nas n Instagramie!Śledź nas n Instagramie!

Korzystając z tej witryny akceptujesz politykę prywatności więcej informacji

The cookie settings on this website are set to "allow cookies" to give you the best browsing experience possible. If you continue to use this website without changing your cookie settings or you click "Accept" below then you are consenting to this.

Close