I żyli długo i szczęśliwie – Katy Evans, Ms. Manwhore

Każda bajka powinna mieć swój koniec, najlepiej szczęśliwy. Katy Evans nie potrafiła rozstać się ze swoimi bohaterami po napisaniu „Manwhore +1”, więc za namową fanów dopisała finał swojej bajki o pięknym, buntowniczym kopciuszku i przystojnym, zielonookim księciu. Przed Wami finał burzliwej historii Rachel Livingston i Malcolma Sainta.

W tym związku było już chyba wszystko. Rozstania, powroty, złamane obietnice, wielkie nadzieje, nowe szanse, a przede wszystkim namiętność. Tego nigdy w nim nie brakowało. Rachel Livingston od początku działała na Malcolma Sainta, czyniąc z niego poraz pierwszy monogamistę. Dokonała czegoś, co wydawało się niemożliwe. Burzliwe rozstanie utwierdziło ich tylko w przekonaniu, że są dla siebie stworzeni. Po wielu trudnych chwilach, przyszedł jednak czas szczęścia i pora na ustatkowanie się. Po bajkowych oświadczynach, nadeszła pora na jeszcze bardziej bajkowy ślub.

Czego można się było spodziewać po „Ms. Manwhore”, jak nie bajkowego zakończenia tej historii? Było to oczywiste już po przeczytaniu „Manwhore +1”. Inaczej się po prostu nie dało. Ta książka to wisienka na torcie całej serii. Ukłon autorki w stronę fanów, spełnienie ich życzenia, jakim była możliwość przeczytania szczęśliwego zakończenia żywiołowej historii Rachel i Malcolma. To krótka, bo zawarta jedynie na stu siedemdziesięciu sześciu stronach, historia, pełna lukru i słodyczy. Zdecydowanie przygotowana wyłącznie dla fanów serii i tej oryginalnej pary. Dlatego jeśli nie jesteście zagorzałymi fanami serii, nie sięgajcie po nią, by się po prostu nie denerwować. Znajdziecie tu zarówno mnóstwo lukru, jak i namiętności. Wszystko jest przewidywalne. Zaskoczyła mnie odrobinę może jedynie jedna sytuacja. Ale właśnie tego chcieli fani, więc autorka przygotowała ten dodatek specjalnie dla nich.

Ten mężczyzna potrafi wszystko, co zwyczajne zamienić w nadzwyczajne. Męską koszulę. Zielone winogrono. Dwa łańcuszki. Bilet na mecz baseballowy. Odwiedziny w biurze. Wieczór. Łóżko. Cóż, dzisiaj Malcolm Saint przekształcił mój zwykły dzień pracy w dzień, w którym zostałam jego narzeczoną. Pierwszą i jedyną.

Malcolm jest dokładnie taki sam, jak był dotychczas. Władczy, dominujący i zrobiłby wszystko dla Rachel. A ona nadal jest tą samą skromną, młodą dziewczyną, której świat wywrócił się do góry nogami, po tym jak wpadł do niego huragan o imieniu Malcolm Kyle Preston Logan Saint. Cała ta seria jest niczym innym jak bajką o pięknym i bogatym księciu, który zakochuje się w zwykłej, prostej dziewczynie, z tym, że jest to wersja dla dorosłych.

Ta historia ma chyba tylu samo zwolenników, co przeciwników. Najwyraźniej ją się kocha lub nienawidzi. Ja zaliczam się zdecydowanie do tej pierwszej grupy, a seria „Manwhore” trafia na moją półkę ulubionych. Wiem, że kiedyś, w wolnej chwili ponownie do niej wrócę i z czystą przyjemnością ponownie wskoczę w ich świat, by jeszcze raz wraz z bohaterami przeżyć te wszystkie chwile. Tym razem mogąc przeczytać od razu całą serię, jedna książka po drugiej.

Niecierpliwie wyczekuję również września i premiery spin off-u serii „Manwhore, czyli „Ladies Man”. To historia Tahoe Rotha, przyjaciela Malcolma i Giny, przyjaciółki Rachel. Jeśli po serii „Manwhore” czujecie niedosyt, ta książka oraz planowany drugi spin off, czyli „Womanizer” zaspokoją Wasze apetyty.

Za egzemplarz do recenzji dziękujemy

Komentarze

komentarze

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Facebook IconTwitter IconŚledź nas n Instagramie!Śledź nas n Instagramie!

Korzystając z tej witryny akceptujesz politykę prywatności więcej informacji

The cookie settings on this website are set to "allow cookies" to give you the best browsing experience possible. If you continue to use this website without changing your cookie settings or you click "Accept" below then you are consenting to this.

Close