Po burzliwych dwóch pierwszych tomach, przyszła pora na kontynuację ciekawej i wzbudzającej kontrowersje serii „Na szczycie” autorstwa K.N. Haner. Tak, jak poprzednio, dzieje się tu bardzo dużo, a dramatów nie zabraknie. Co na Was czeka tym razem?
Jeśli nie czytaliście jeszcze dwóch poprzednich części, a nie chcecie ich sobie spoilerować, zatrzymajcie się na tym momencie i nie czytajcie dalej.
Życie Rebeki i Sedrika układa się wprost idealnie. W końcu ma się odbyć wymarzony ślub jak z bajki. Przyszli małżonkowie planują wieść szczęśliwe życie i założyć rodzinę. Jednak, jak wiadomo, w życiu nic nie jest proste, szczególnie, jeśli jest się znanym menadżerem popularnego zespołu rockowego. Sprawy nie ułatwia fakt, że Sedrick musi wyruszyć z zespołem w kilkumiesięczną trasę koncertową, po kraju, Europie i Australii. Nie jest to zbyt komfortowa sytuacja, dla młodego małżeństwa. Nie zawsze tęsknota i namiętność wystarczą, by podtrzymać związek w dobrej formie. Wydawać by się mogło, że nic nie jest w stanie stanąć tej dwójce na drodze, wszak są dla siebie stworzeni. Mimo to, przyjdzie im zmierzyć się z przeszłością i podjąć ważne decyzje, które mają zaważyć o losie ich oraz ich najbliższych.
Szeroki wachlarz emocji
Z niecierpliwością czekałam na kolejną część tej szalonej, namiętnej i elektryzującej historii. Czekałam na te dramaty, chwile wzruszeń i radości, szalone imprezy z zespołem Sweet Bad Sinful i to, czym się zakończył drugi tom, „Na szczycie. Gra o miłość”, czyli ślubu Rebeki i Sedricka. W końcu, po wielu dramatycznych wydarzeniach, mieli zaznać szczęścia, o które walczyli i o którym marzyli. A co, poza ślubem oczywiście, zafundowała mi autorka? Ponownie otrzymałam cały wachlarz emocji. Śmiałam się, wzruszałam wraz z bohaterami, a na koniec, tradycyjnie, popłakałam się, mając ochotę rzucić książką o ścianę w odwecie za jej zakończenie.
Po tym wszystkim, co przeszliśmy, żyłam nadzieją, że już nic niestanie nam na drodze do naszego szczęścia. Moje czarne myśli zagłuszało uczucie, którym darzyłam Sedricka Millsa. Kochałam go tak, jak potrafiłam. Nie miałam pewności, czy moja miłość była wystarczająca, by nam się udało, ale chciałam w to wierzyć, bo nie wyobrażałam sobie życia bez Seda.
Kasia Haner przyzwyczaiła czytelników do tego, że przekładając kolejne strony, nie wiemy, co nas zaskoczy. Dramatyczne zwroty akcji w najmniej oczekiwanych momentach, to jej znak rozpoznawczy. Czytając jej książki, możecie być pewni, że nie będziecie się nudzić. Nie inaczej jest w przypadku trzeciego tomu serii „Miłość w rytmie rocka”. Mimo, że początkowo jest spokojnie i wydawać by się mogło, tak będzie przez cały czas, spodziewajcie się wszystkiego po lekturze tej książki. Nie bez powodu przez swoich fanów nazywana jest „królową dramatu”.
Tak, jak w przypadku „Na szczycie. Gra o miłość”, tak i tu jest dużo grzeczniej, niż w pierwszym tomie serii. Grzeszni i szaleni chłopcy z zespołu zaczęli się powoli statkować, przestali tak imprezować i podrywać fanki szukające seksu z rockmanami wyłącznie dla popularności. Mimo to, ponownie znajdziecie w książce namiętne i gorące sceny seksu w różnych miejscach oraz składach osobowych, zarówno trójkąty, jak i czworokąty. Na dodatek są one opisane bez zbędnej pruderii, niemniej jednak, nie są wulgarne. Autorka dopilnowała, aby nie zabrakło im odpowiedniego smaczku.
Gorąco, namiętnie i dramatycznie
Jeśli spodziewacie się wyłącznie historii o gorącym seksie między bohaterami, będziecie zaskoczeni. Choć jest on ważnym elementem życia naszych bohaterów, jest to powieść o dwojgu pogubionych w życiu ludzi, przyciągających się wzajemnie niczym dwa bieguny magnesów, którzy nie zawsze potrafią pokonać swoje słabości i wyjść z cienia przeszłości. Czy im się to w końcu uda? Myślę, że tego dowiemy się z ostatniego tomu serii. Czy będzie happy end? To wie chyba tylko autorka.
Czym jest wschód lub zachód słońca, jeśli nie możesz dzielić go z najbliższą ci osobą? Tej nocy nie zasnęliśmy ani na chwilę. Leżąc obok siebie na łóżku, obmyślaliśmy plan na nasze cudowne dalsze życie. Już każdy wschód i zachód słońca do końca świata miał być nasz… tylko nasz.
„Na szczycie. Nieczysta gra” nie jest książką dla osób, które szukają lektury o romantycznej miłości, prostych, przewidywalnych historii i nie lubią wulgaryzmów w tekście. Tych ostatnich jest tu bardzo dużo, a mimo to, nie rażą one czytelnika. Są naturalnie wkomponowane w tekst i podkreślają ogrom emocji w tej powieści. Poza tym nasi bohaterowie to szaleni rockmani, nie ma się, więc co dziwić, że ich słownik pełen jest wulgaryzmów.
Jeśli czytając zakończenie książki, miewacie ochotę udusić autora, za to, co zafundował czytelnikom, to mogę Wam zagwarantować, że tak będzie również w tym przypadku. Zwłaszcza, że na kolejny, przedostatni tom serii musimy czekać aż do października. Chciałoby się zapytać „jak żyć?”, jednak pozostaje tylko grzeczne czekanie na kolejną książkę, zbliżającą nas do finału tej szalonej historii.
Kulturantki objęły książkę patronatem medialnym, w związku z czym, będziecie mogli wkrótce wygrać egzemplarze książki „Na szczycie. Nieczysta gra”. Serdecznie zapraszamy do udziału, w szczególności fanów autorki i serii „Miłość w rytmie rocka”.
Za egzemplarz do recenzji dziękujemy wydawnictwu Novae Res
Autorka to chyba jedno z większych odkryć novae res. Nie mogę sie doczekać aż będę mogła przeczytać :D
Jestem tego samego zdania :) Książkę czyta się znakomicie. Jak skończysz, to zajrzyj na grupę dla fanów Kasi, gdzie udostępniła dwa fragmenty z czwartej części „Właściwy rytm”. Jednak nie rób tego, dopóki nie przeczytasz „Nieczystej gry”, bo zaspoilerujesz sobie ważny wątek :) Kasia